czwartek, 1 maja 2014

Epilog

*PUŚĆ*

Minęły trzy miesiące. Patrick od incydentu pod szkołą nie dawał znaku życia. Z tego co się dowiedziałam, to na stałe przeniósł się do Kölnu i ani myśli o powrocie do Monachium. Na szczęście.
Skończyliśmy szkołę. Pierre coraz więcej grywał w pierwszej drużynie... Wszystko wyglądało wręcz idealnie... Aż pewnego dnia... 
- Gdzie mnie wieziesz? Przecież wiesz, że nie lubię niespodzianek... - jęknęłam, gdy jechaliśmy samochodem. Mieszkam w Monachium niemal od urodzenia, ale w tej części nigdy nie byłam...
- Powinnaś wiedzieć. Tyle o tym rozmawialiśmy... - westchnął.
- Nie mam pomysłu. Powiedz mi, a nie. - odparłam po dłuższej chwili myslenia.
- Niedługo się przekonasz.
Głęboko wzdychając odwróciłam się do okna i patrzyłam na migające mi przed oczami widoki. Nie minęliśmy granicy miasta, ale raczej zbliżaliśmy się do jego obrzeż. 
- Alex... Słonko... - musnął ręką moje plecy. - Już jesteśmy. Ale musisz zasłonić oczy. - podał mi atłasową chustkę. Chcąc nie chcąc musiałam przewiązać oczy. Ta niespodzianka coraz bardziej mi się nie podoba.
Powoli wyciągnął mnie z auta i gdzieś poprowadził. Sama nie wiedziałam gdzie. Nie mogłam sobie przypomnieć o co mu chodziło. Rozmawialiśmy o tylu sprawach, że nawet nie wiem, co chce teraz.
- Uważaj. - poisntruował, gdy usłyszałam skrzypienia.
Postawiłam większego kroka i stopami poczułam dziwną miękkość.
- No już, jesteśmy. - odsłonił mi widok, na którym zagściło mi pomieszczenie.
- Eeeee... Gdzie my jesteśmy?
- To jest salon. - spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Wiem, że to salon, jeszcze nie oślepłam no. Gdzie my jesteśmy?
- To jest nasz salon, w naszym domu. - poprawił się.
- Nasz dom?! - wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, a on pokiwał głową. - Jezu! - rzuciłam mu się na szyję. - Jeszcze nie masz mnie dość?
- Nie, niby czemu? - objął mnie w pasie.
- Mój charakter, to że musiałeś tyle razy wyciągać mnie z dołka...
- Nie, bo kocham Cię ponad życie, a ratowanie Cię jest moim obowiązkiem. - cmoknął mnie w usta.


________________
JEZU, NIE UMIEM PISAĆ EPILOGÓW XDDD PROSZĘ MNIE NIE ZABIJAC ZA TO, PROSZĘ XDDD

To tak, mamy koniec kolejnego bloga, boże, jak to szybko minęło ;_; Pamiętam jak go zaczynałam, jak wpadł na niego pomysł... 
Ale spokojnie, będzie jeszcze conajmniej jeden blog z Hoejbjergiem w roli głównej :D Jeden to na pewno, co do drugiego to nie wiem x.x
Dziękuję Wam za każdy komentarz, za każde wejście na tego bloga, kocham Was ♥ 

Tydzień temu już zaczęłam "zwycięskiego" bloga. Niedługo dodam pierwszy rozdział ;) 

Wiem, że to nie na miejscu, bo nie blog o Nim, ale i tak Piluś się znalazł na zdjęciu :D 516 dni minęło by zobaczyć Holgera trenującego wraz z drużyną! ♥ Całe popołudnie i wieczór jak głupia zacieszałam, krzyczałam i skakałam po domu, omg ♥
Pytania?

piątek, 25 kwietnia 2014

Siedem

*Alex*
Z Pierre'm parę tworzymy od ośmiu tygodni. Na szczęście wróciłam całkiem do siebie. Znów stałam się Alex z czasów, kiedy to żyłam w nieświadomości życia Weihraucha. A to wszystko dzięki Hoejbjergowi.
Zaprzyjaźniłam się z Mitchem i Lukasem, a także z Sarą. Wszyscy spędzaliśmy ze sobą sporo czasu. A dni, w których nie spotykaliśmy się w 'grupowych wypadach' były tylko dla mojego chłopaka i mnie.
Wszystko było idealne, do czasu...
Pewnego dnia Pierre przyszedł do mnie cały podenerwowany.
- Kochanie, co jest?
Uparcie milczał, jedyne co zrobił, to zamknął mnie w swoim żelaznym uścisku.
- Pierre, co jest?! Jeśli Ty mi nie powiesz, to od Lukasa się dowiem!
Spojrzał na mnie z bólem, by wyszeptać:
- On tu wrócił.
Czułam, że nogi mi miękną. Nie, to niemożliwe. Nie. Ale przecież by mnie nie okłamał...
Chłopak poprowadził mnie na kanapę i na niej posadził, a następnie kucnął przede mną.
- Nie pozwolę się mu do Ciebie zbliżyć. Przy mnie jesteś bezpieczna.



*Pierre*
Człowiek, który skrzywdził moją ukochaną wrócił. Mój przyjaciel wrócił. Dwie natury w jednym człowieku - Patricku Weihrauchu.
Nie sam... Była z nim ona - winowajczyni tego dramatu, który przeżywała Alex.
Rozmawiał ze mną nawet normalnie. Nie wiem, czy dobrze, ale... Nie spytał, co u Mertesacker. Czyżby o niej zapomniał? Mimo tego nie pozwolę, by byli w tym samym miejscu i o tym samym czasie. O nie. Nie chcę, by Lex znów to przeżywała.
Staraliśmy się odwrócić uwagę od jego przyjazdu, ale niestety, nie dało się. Zadzwonił.
~ Hej, jesteś w domu? ~ spytał, gdy odebrałem. Poczułem, jak Alex zamarła, gdy usłyszała jego głos. Nie wiedziałem, czy powiedzieć prawdę, czy nie.
- Nie, jestem u... Dziewczyny.
~ Nie pochwaliłeś się! ~ zaśmiał się serdecznie ~ Moglibyśmy zrobić taką... Podwójną randkę?
- Wybacz stary, ale nie mogę. Pochorowała się i wiesz... - celowo nie mówiłem jej imienia.
~ Ahh, rozumiem.
- Zgramy się kiedy indziej. Przepraszam, ale muszę kończyć. Cześć. - rozłączyłem się. - Alex... - szepnąłem, pochylając się do dziewczyny.
- Czego chciał?
- Pytał się, czy jestem w domu, bo pewnie chciał wpaść.
- I zamaskować to, że siedem miesięcy go nie było.
- Ale spokojnie. Postaram się, byście się nigdy nie spotkali. - szepnąłem, całując ją w czubek głowy.



*Alex*
Czemu ja?! Czemu gdy wszystko mi się układa, to ktoś musi to burzyć?! Czy już zawsze tak będzie? Pierre obiecał, że zrobi wszystko, byśmy się nie spotkali i tego się trzymam.
Wieczór minął jak zawsze - Hoejbjerg tuż po dwudziestej pojechał do siebie. Oczywiście przy pożegnaniu nie obyło się bez przypomnienia jego obietnicy.
Noc minęła gorzej... Miałam sen,który kiedyś uznałabym za najpiękniejszy, a dziś... Napawał mnie przerażeniem. Śniło mi się... Że wróciłam do Patricka.
Rankiem przeżywałam jeszcze to, co było w nocy, ale gdy tylko ujrzałam mojego chłopaka... Wszystko zeszło w dalszy plan. Tylko on się liczył.



*Pierre*
Lekcje płynęły swoim rytmem. Na szczęście Lex odsunęła myśli o powrocie Weihraucha na dalszy plan.
Po skończonych zajęciach mieliśmy pojechać do mnie, ale los zadecydował inaczej... Postawił przed nami ostatnią spodziewaną osobę...
- Pierre! - zawołał Patrick radośnie, ale gdy zobaczył osobę mi towarzyszącą, to mina mu od raz zrzedła. - Alex?!
Dziewczyna momentalnie pobladła. Niemal w ostatniej chwili ją złapałem, inaczej osunęłaby się na ziemię...
- Patrick, proszę Cię nie... - rzekłem, starając się utrzymać Niemkę.
- C-co to ma być do jasnej cholery?!
- Alex, spójrz na mnie. Alex! - ignorując krzyki snajpera, podprowadziłem dziewczynę na ławkę i kucnąłem przed nią.
- On... - szepnęła płaczliwie.
- Wybacz. - cmoknąłem ją w czoło,powoli wstając. - Poczekaj chwilę, zaraz wrócę...
- Pierre, nie! Nie chcę tu być...
Podałem jej kluczyki od mojego samochodu.
- Poczekaj tam na mnie.
Westchnęła głęboko, obdarzyła Weihraucha wrogim spojrzeniem i odeszła od naszej dwójki.
- Co to ma być?! Nie ma mnie pół roku, a Ty...
- Sam kazałeś mi jej doglądać. Reszta... Jakoś wyszło. Poza tym, sam ją rzuciłeś. Ma prawo ułożyć sobie wszystko od nowa.
- Ale że z Tobą?! Z moim najlepszym przyjacielem?! Po Tobie tego się nie spodziewałem...
- Widzisz. Każdy na kimś musi się zawieść. - stwierdziłem.
Zapadła dłuższa chwila ciszy, w trakcie której dystans między nami się drastycznie zmniejszył.
- Do czego doszło... Żeby dziewczyna miała nas poróżnić...
- Taka kolej życia. - prychnąłem.
- Pierre! Lex dzwoniła, bo podobno kroi się bójka i... - na widok mojego potencjalnego rywala ktoś, kto mówił, aż zachłystnął się powietrzem. - Patrick?! - jak się okazało był to Mitchell.
- Mitch, co Ty tu?
- Ciebie o to samo pytam. A Ciebie - odwrócił się do mnie - pytam się o to, czemu Alex płacze w samochodzie. - na dźwięk imienia mojej dziewczyny momentalnie spojrzałem w stronę parkingu. Miałem już do niej biec, ale wtrzymał mnie pomocnik. - Jest z nią Lukas. A teraz mówcie, o co chodzi.
- Pogmatwana historia. - skomentował napastnik. - Pogadamy kiedy indziej. - Weihrauch najchętniej uciekłby stąd, ale wstrzymał go stanowczy głos Niemca:
- Dopóki się nie dowiem, o co chodzi, nikt nigdzie nie pójdzie.
- Alex to była dziewczyna Patricka. - wyznałem. - To po rozstaniu z nim tak się zachowywała.
- Co z tego, że moja była? Nie miałeś prawa się z nią wiązać!
Myślałem, że Mitchellowi wyjdą oczy z orbit. Wreszcie się dowiedzieli...
- Patrick, idź stąd. Już! - wykrztusił z siebie. Weihrauch wykonał jego 'prośbę'. - Pierre... Chodźmy do Alex.
Głęboko odetchnąłem i ruszyłem za przyjacielem. Po chwili znaleźliśmy się przy moim samochodzie. Mertesacker siedziała w samochodzie z Readerem. Gdy mnie zauważyła, od razu wysiadła z auta i rzuciła mi się w ramiona.
- Przepraszam. - szepnąłem jej we włosy.
- Alex... - zaczął blondyn. - Czy znasz Patricka Weihraucha?
Spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Już wiedzą.
- Znam i to bardzo dobrze. - odparła z obrzydzeniem. - Aż tego żałuję.
- Czyli jednak to prawda. - westchnął Lukas.
- Jaka prawda? - spytałem razem z Niemką.
- Przez jakiś czas spotykał się z dwoma jednocześnie. Ale nie wiedzieliśmy nic o tej drugiej. Do dziś...
Alex zapłakała cicho. Ścisnąłem ją mocniej.
- Już się nie spotkacie. - zapewnił Reader.
- Oby...  - odszepnęła.



_____________________________
Przedstawiam Wam ostatni rozdział w tym blogu :) Za tydzień epilog... Będzie cięzko mi się roztać z tym blogiem, z każdym tak jest :( W każdym z blogów jest ukryta część mnie, co poradzę :) 


W międzyczasie zapraszam na prolog w blogu o Bojanie i Viktorze :)

Dzień 22.04 Pierre zapamięta do końca życia... Tego dnia Jego tato, Christian opuścił ten świat, umierając na rak żołądka... #BleibStarkPierre :(

Pytania?

piątek, 18 kwietnia 2014

Sześć

*Alex*
Jadąc na stadion postanowiliśmy, że raczej postaramy się, by na razie nikt nie dowiadywał się o tym, że jesteśmy razem. Oby się nam to udało...
- No nareszcie! den Hag już zbiera się na opieprz dla Ciebie. - rzucił Scholl*, gdy tylko weszliśmy na Saebener Strasse.
- Oj tam, raz się żyje. - odparł mój towarzysz.
- Sara jest na górze, jak chcesz to możesz do niej zaprowadzić Alex.
Kiwnął głową i poprowadził mnie na trybuny, trzymając mnie w talii.
- Ładna koszulka, Lex! - zawołał Weiser z Readerem.
Zachichotałam. Coś krucho idzie nam trzymanie sekretu. Ta koszulka nas wyda chyba.
Pierre zatrzymał się wraz ze mną tuż obok miejsca zajmowanego przez ciemnowłosą dziewczynę, na oko młodszą ode mnie z jakieś dwa lata.
- Hej Sara. - zwrócił się do niej chłopak.
- Hej Pierre i...
- Jestem Alex, miło mi. - wyciągnęłam do niej dłoń, którą uścisnęła.
- Siadaj Alex. A Ty leć tam na dół i rozgrzewaj się, bo chłopcy Cię zaraz zgarną. - zaśmiała się.
- Idę, idę. - delikatnie ścisnął mnie w pasie i pędem popędził na dół. Zajęłam miejsce tuż obok dziewczyny.
- Hmm.. Czyżby nasz Hoejbjerg znalazł sobie dziewczynę? - spytała, gdy minęło kilka minut "ciszy"-słychać było przyśpiewki kibiców Amateure i Norymbergii.
- No ten... Bo my... - zaczęłam się jąkać, czując, że się rumienię.
- Gratuluję! - klasnęła w dłonie. - Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście. Pierre to wspaniały i troskliwy chłopak.
- Wiem... - szepnęłam, zatykając zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
Czyli z naszego sekretu nici, ehh...
- Wyglądasz na miłą osobę... Może opowiesz mi coś o sobie?
***


Pierwszą połowę meczu, zakończoną bezbramkowym remisem, spędziłyśmy na rozmawianiu i poznawaniu się. Dobrze myślałam, że Sara ma siedemnaście lat. Dowiedziałam się, że chodzi także do naszego liceum, do pierwszej klasy.
- Pierre wykonuje rzut wolny! - zawołała w pewnym momencie, gdzieś w okolicach 70. minuty.

Wraz z kibicami podnieśliśmy się z miejsc. Mocno zacisnęłam kciuki, aby trafił do bramki. Przymierzył się do oddania strzału i... Trafił! Pod wpływem radości rzuciłam się na dziewczynę i razem zaczęłyśmy skakać. Kibice także podskakiwali, skandując nazwisko zdobywcy gola.
Hoejbjerg tymczasem podbiegł do linii bocznej, a po dosłownie kilku sekundach "dopadli" go chłopacy, gratulując mu trafienia. Miałam wielką ochotę sama dołączyć się do gratulowania, ale po pierwsze mecz, a po drugie nasza "tajemnica", która i tak jest na wydaniu.
Gdy nasze spojrzenia spotkały, uniósł ręce w górę, a jego palce ułożyły się na kształt serca. Z jego ust wyczytałam 'kocham Cię'. Wzruszenie i radość zabrały mi racjonalne myślenie, bo nie zważając na to, że może nie usłyszeć, czy co tam jeszcze się wymyśli, wykrzyknęłam:
- Ja Ciebie też!
Wyszczerzył się i ruszył za resztą wznowić grę. Przysiadłam na krzesełku, ściągając ze sobą Sarę.
- Aww, takie wyznanie przy tysiącu ludzi... - rozmarzyła się Niemka.
- Wspaniałe doznanie. - wyznałam, wracając do obserwowania gry. Akcję rozpracowywał Scholl wraz z Weiserem i Hoejbjergiem. Podaniami rozbijali obronę Norymbergii, aż wreszcie szesnastolatek wbił piłkę do siatki. Gola zacelebrował, posyłając całusa w stronę swojej dziewczyny. Ta w odpowiedzi także odesłała mu buziaka.
Ostatecznie mecz skończył się 2:0, nikt nie dołożył trafień, choć obie drużyny miały szansę.
Zeszłyśmy na dół, do chłopców, którzy wykonywali falę, jak zresztą po każdym meczu.
- Aleeeeeex! - zawołał Mitch, podbiegując do nas.
- Weiser, ogarnij się! - zawołał Pierre, gdy ten pierwszy unosił mnie do góry.
- Wreszcie ktoś upolował nam naszego nieśmiałego Pierrusia! - reszta zespołu doskoczyła do nas, ciągnąc za sobą Hoejbjerga.
- Postaaaw mnie! - poprosiłam. Ten z radością uczynił moją prośbę. Jednak nie na długo byłam wolna. Po chwili już czułam, jak czyjeś ciepłe dłonie oplatają moją talię i czyjaś broda opiera się o moje ramię. Nie musiałam odwracac się, by spojrzeć kto to. Dobrze wiedziałam to.
- I jak?
- Jest wspaniale. - odparłam.



*Pierre*
Po wygranym meczu rozjechaliśmy się wszyscy do siebie, jednak potem Reader organizował świętowanie zwycięstwa, połączone z wygraną ligi Regionalnej przez nasze Amateure. Mają się na niej pojawić wszyscy piłkarze rezerw, plus ich dziewczyny (jeśli mają). Czyli szykuje się większa zabawa.
- Jaka ja okropna. Nawet Ci nie pogratulowałam. - westchnęła, gdy wchodziliśmy do niej do domu. - Gratuluję pięknego trafienia i zwycięstwa w lidze. - przytuliła mnie, muskając swoimi ustami moje. Zatrzymałem się w pół kroku, zamykając ją w swoim uścisku. Po kilku minutach czułości weszliśmy do środka, gdzie czekał jej tata...
- Hej tato. - przytuliła się do niego. - Idę dziś z Pierrem i nie wiem kiedy wrócę.
Komendant zmierzył mnie spojrzeniem, pozwalając jej na wyjście.
- Chodź. - złapała mnie za rękę i pociągnęła mnie za sobą na górę.
- Jeszcze wstąpimy do mnie. - mruknąłem, gdy zaginęła w garderobie.
- Okej. - po kilku minutach wyłoniła się z pomieszczenia, ubrana w ciemną sukienkę na ramiączka, do połowy uda i czarne baleriny. - I jak?
- Cudnie, ale to wiesz. - musnąłem jej usta, ręką obejmując jej talię. Pogłębiła pocałunek, oplatając moją szyję rękoma.
Nie przerwalibyśmy tego, gdyby nie mój telefon.. Na wyświetlaczu pojawił mi się numer Readera. Nie odebrałem go, bo po co?
Zamiast tego zeszliśmy na parter.
- Bawcie się dobrze. - ojciec Lex uśmiechnął się lekko, widząc nasze dłonie splecione razem.
- Pa.
- Do zobaczenia.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do mojego samochodu.
- Pamiętasz...? - zacząłem, ale wtrąciła:
- Tak, jedziemy na chwilę do Ciebie. Musisz się przebrać.
***


Pół godziny potem zatrzymywałem samochód przed domem Lukasa. Gospodarz z szerokim uśmiechem na twarzy otworzył nam drzwi. W środku była większość zespołu, ale nadal brakowało kilku osób... Nie zastawiało mnie to, czy się pomieścimy: bramkarz ma taki wielki dom, że impreza na 200 osób by nawet tu dała radę.
- Zaczynamy zabawę! - Scholl zabawił się w DJ-a i zarzucił pierwszym lepszym kawałkiem.
Poprowadziłem Alex za rękę na środek salonu, który stanowił parkiet i objąłem ją, kołysząc w rytm piosenki. Wtuliła się we mnie, szepcząc:
- Teraz wszystko będzie dobrze.




_____________________
*specjalnie dla Sary przeniosłam Lucasa do rezerw :3


To tak, mamy przeostatni rozdział, zgadnijcie, co się w kolejnym może stać? XD Pamiętajcie, że to blog o Pierre'm I Patricku :D
Więc tak, z recji tego, że święta za pasem, to życzę Wam już dziś wesołych świąt, smacznego jajka i mokrego dyngusa :3 

Pamiętacie mojego bloga o Euro2012 ? Po świętach dodam rozdział, za dużo mam napisane do niego, by go tak po prostu zostawić :v Nadia już się cieszysz, prawda? :D

Pytania?

piątek, 11 kwietnia 2014

Pięć

*Alex*
Niesiona przez Hoejbjerga, czułam się jak księżniczka.
- Jeszcze tylko korony mi brakuje. - mruknęłam do siebie.
- Przynieść?
- Serio, aż tak głośno myślę?
- Teraz tak. - zaśmiał się cicho.
- O kurdę.
- Co księżniczko? - na dźwięk jego pytania na mej twarzy zakwitł rumieniec.
- Nic nic. - odparłam, po czym dodałam: - Masz dziś mecz, prawda?
- Tak.
- A zdążysz wrócić do tego czasu?
- Gramy go późnym popołudniem. Spokojnie, zdążymy.
- Zdążymy? - powtórzyłam.
- No Ty i ja... - zatrzymał się.
- Chcesz? Na pewno?
- Jak najbardziej. - odparł pewnie.
Czy on... ?
- Pierre... Postaw mnie, proszę. - spełnił moją prośbę. Momentalnie się obróciłam do niego przodem i wtuliłam, mówiąc: - Jesteś najlepszy.
Otoczył mnie swoimi ramionami. Gdy trzymał mnie w uścisku, to... To co czułam, było nie do opisania.
Poczułam jego gorący oddech na skórze.
- Nie ma za co. - szepnął mi do ucha.
Trwaliśmy jakiś czas w bezruchu. Musiałam być dla niego w jakiś sposób wyjątkowa, skoro tyle czasu spędza ze mną... Może... Nie, to niemożliwe. W takim wraku? Alex, nie za dużo od siebie wymagasz? - pomyślałam.
Poczułam, jak jedna z jego dłoni 'opuszcza' moje plecy i powędrowała... W stronę policzka... Przymknęłam oczy – jego dotyk pieścił moje zmysły.
- Every time, You're always on my mind, every day and every night, against the rest, just You and I... - zanucił tekst jednej z najpiękniejszych piosenek-"Gegen den Rest der Welt"-przenosząc swoją drugą dłoń na mój drugi policzek i delikatnie unosząc moją twarz w górę. - I will take Your hand, and see You smile... Against the rest...
- Just You and I – dokończyłam za niego, spoglądając mu prosto w oczy.
Powoli pzybliżał swoją twarz do mojej. Nie chciałam zamącać tej chwili, ale chyba łapała mnie niepewność... Co on mógł widzieć we mnie? Pustkę, rozbite serce... Serce, które sam powoli sklejał do kupy...
Oparł swoje czoło o moje, a jego nos musnął mój... Moje serce coraz bardziej przyspieszało, oddech stawał się płytszy, aż wreszcie... Nasze usta się złączyły. Ta chwila... Była wręcz nie do opisania. Jego wargi były idealnym połączeniem miękkości i delikatności. Mogłam nigdy tego nie kończyć...
- Alex, wiem, że to za szybko, ale... Spróbuj. Ze mną. Jeśli nam nie wyjdzie, to... Pozostańmy choć przyjaciółmi. Ale spróbuj, to nic nie kosztuje. - szepnął, niewiele odsuwając się ode mnie.
- Pierre... Ja się boję.
- Przy mnie nie masz czego. Nigdy Cię nie skrzywdzę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - szepnął, chwytając moje dłonie, które opierałam na jego klatce piersiowej.
- D-dobrze, spróbuję. - odparłam, na co na twarzy chłopaka zakwitł czuły uśmiech.
Złapał mnie w pasie i obrócił się w koło własnej osi.
- Dzięki Tobie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - znów złożył pocałunek na mych ustach, po czym szepnął - Kocham Cię...
On... Mnie kocha... A ja?
Na jego widok od razu jest mi lżej na sercu, gdy zwraca się do mnie zdrobniale, to czuję się, jakbym unosiła się nad ziemią, a teraz... Oh..
- Ja... J-ja... - zaczęłam się jąkać.
- Nic nie musisz mówić. - opuszkami palców przejechał po mym policzku.



*Pierre*
Miałem tego nie robić, ale cóż, los miał inne plany. Ale w sumie to i lepiej. Wiedziała to, nie musiałem się już ukrywać, a co najlepsze, mimo że nie powiedziała tego na głos, to czuć było, że to odwzajemnia.
Gdybym mógł, to stałbym tam z nią nawet do końca świata, ale mecz wzywa.
- Chodźmy, bo się spóźnimy. - przerwałem słodką ciszę. - Zanieść Cię, czy pójdziesz sama? - spytałem z łobuzerskim uśmiechem.
- Spokojnie, sama pójdę. - pokazała mi język. - Jak Cię wymęczę, to kto mi bramkę strzeli co? - splotła nasze dłonie razem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Dzisiejszy dzień mogę śmiało wpisać do jednego z najlepszych dni życia, więc nawet bym się nie zdziwił, jakby udało mi się wpakować futbolówkę do siatki. A jakbym to zacelebrował? Nie wiem, coś by się wymyśliło.
Wracaliśmy w milczeniu. Lex chyba też nad czymś rozmyślała, więc jej nie przeszkadzałem.
- Chcesz się przebrać, czy co? Chociaż w sumie, to i tak musisz się przebrać. - spojrzała na mnie, jak na kogoś z kosmosu. Przypomniałem sobie, że miałem coś przygotowanego... - Poczekaj chwilę. - odsunąłem się od niej, "nurkując" w tylnej części samochodu. Wyciągnąłem z niej niewielkie czerwone pudełko i podałem je dziewczynie. - W środku otworzysz.
Zaprowadziłem ją do domu, a dokładniej do salonu i usadziłem sobie na kolanach. Zręcznym ruchem otworzyła pudełko i naszym oczom ukazał się domowy trykot Bayernu z moim nazwiskiem.
- Ojejciu, jakie to słodkie. - uśmiechnęła się czule do mnie.
- Podoba się?
- Jeszcze się pytasz? - zarzuciła mi ręce na szyję.
- To pokaż, jak się w niej wyglądasz.
- Zamkniesz oczy, czy mam iść do łazienki? - wybrałem pierwszą opcję, nie chciałem, aby za daleko odchodziła.
Przysłoniłem oczy rękoma i poczułem jak przyjemny ciężar znika z moich kolan. Po chwili ciszy usłyszałem jej szept:
- I jak? - złapała moją dłoń, odsłaniając mi widok, na który zaparło mi dech w piersiach. Koszulka wyglądała na niej... Ah! - Na pewno tragicznie, prawda? - westchnęła nerwowo.
- Nie... Wyglądasz... Fenomenalnie. - podniosłem się z kanapy i objąłem ją lekko. - Jak najpiękniejsza księżniczka. - cmoknąłem ją w czoło.
Uśmiechnęła się poraz kolejny tego dnia. Miała taki uśmiech, że mogła to robić w nieskończoność.
Słodką ciszę przerwał telefon. Mitch.
~ Gdzie Ty jesteś, rozgrzewka za piętnaście minut!
- Już, zaraz wyjeżdżamy. - nie dałem mu odpowiedzieć, bo się rozłączyłem. Schowałem telefon i wróciłem do dziewczyny. Objąłem ją w pasie i milcząc opuściliśmy jej dom.





______________________
Ignorując zalecenia mamy (ażebym leżała i nosa poza łózko nie wyściubiała) oddaję Wam kolejny rozdział. Jeszcze szóstka, siódemka i... raczej epilog będzie. Długością nie szaleję, ale cóż... Wybaczcie :)


Ehh, w LM Bayern natrafił na Real... Atletico na Chelsea...  Nie chcąc się chwalić, ale wytypowałam takie półfinały XD A finał? Bayern-Atletico. :) 

Pytania?

Chłopcy tak bardzo skoncentowani na meczu ;)

PS. Zapraszam na nowego bloga o Viktorze Fischerze i Bojanie Krkiciu :) Blog ruszy po zakończeniu tego, choć i możecie jeszcze sobie wybrać tego o Goetzstuberze :3 

piątek, 4 kwietnia 2014

Cztery

„Baby ich efüll' dir wirklich jeden Wunsch mit Handkuss”

*Pierre*
O nie... Butelka zatrzymała się na mnie... W dodatku kręcił Lukas... Cholera.
Jak wezmę prawdę, to spytają o Alex, a jak zadanie, to ten...
Dobra, raz się żyje.
-  Pierre, Pierre, Pierre. To jak, prawda czy wyzwanie?
Ciut się zasępiłem. A Mitch już zacierał ręce.
-  Prawda.
-  Czy... Zapiłeś się kiedyś do nieprzytomności?
Odetchnąłem z ulgą, a Weiser westchnął ze smutkiem. Nie tego pytania się spodziewał.
-  Nie.
Reader wskazał na butelkę, którą zakręciłem. Padło na Mitcha, który także wybrał prawdę...
***


-  Dzięki za wyjątkowo rozrywkowy wieczór. - powiedziałem do chłopaków, gdy już zbieraliśmy się do wyjazdu. Lex siedziała już w aucie i czekała aż wyjedziemy.
-  Lukas, liczyłem, że zadasz inne pytanie dla niego. - naburmuszony Mitch wskazał na mnie głową.
-  Widziałem to przerażenie w jego oczach i wolałem zrezygnować. Poza tym Alex mogłaby się zrazić i byśmy chłopaczynie życie zrujnowali.
-  Dzięki. - mruknąłem z przekąse
-  Leć do niej, bo zaraz coś sobie pomyśli! - koledzy pchnęli mnie w stronę auta.
Otworzyłem drzwi i wsiadłem do środka. Mitch i Lukas wrócili do domu tego pierwszego.
-  Podobało się? - spytałem dziewczynę.
-  Fajnie było. Mam nadzieję, że częściej będziesz mnie zabierać.
-  Jak tylko będziesz chciała. - uśmiechnąłem się.
-  Jasne. - przytuliła się do mojego boku. Pogładziłem ją po plecach.
-  Wracajmy już. - nie opuszczając ręki, wyjechałem spod domu Weisera.
***


-  Alex... Dojechaliśmy. - rzekłem, gasząc silnik. Nic, zero odezwu ze strony dziewczyny. Pochyliłem się nad nią. Spała. Wyglądała bardzo słodko w tym stanie.
Delikatnie odciągnąłem ją od siebie i szybko opuściłem pojazd. Na szczęście się nie zbudziła. Po chwili już wyjmowałem ją z auta. Niosąc ją na rękach, wszedłem z nią do środka. Drzwi wejściowe były otwarte - najwyraźniej wrócił jej tata.
-  Alexandro Mer... - już miał ją ochrzanić, ale momentalnie przerwał, gdy mnie zauważył. -  Odnieś ją do jej pokoju i zostań na chwilę jeszcze.
Ahhh, mieć ojca policjanta...
-  Dobrze. - odparłem i skierowałem się na piętro. Łatwo zlokalizowałem jej sypialnię i po chwili już układałem ją na łóżku. Ani na chwilę się nie przebudziła! Ta to ma twardy sen...
Przykryłem ją kołdrą i skierowałem się do drzwi. Nim opuściłem jej pokój, chwilę się jej przyjrzałem. Na jej twarzy zakwitł lekki uśmiech. Mógłbym tak wpatrywać się w nią do rana, ale czekało mnie jeszcze przesłuchanie z samym panem komendantem.
-  A więc panie Hoejbjergu.. - zaczął jej ojciec, gdy zszedłem na dół.
-  Tak?
-  Jesteś chłopakiem mojej córki?
-  Nie... - odparłem z wyraźnym smutkiem.
-  To kim dla niej jesteś?
Chwilę musiałem się zastanowić. Kim, właśnie kim?
-  Ehm... Raczej... Przyjacielem.
-  Masz jakieś plany wobec niej?
Zgłupiałem. Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć. Oczywiście, że miałem, ale nie chciałem o nich jeszcze mówić...
-  Czyli tak. Cóż... Nie zawiedź, bo się ze mną policzysz. - mówiąc to, dotknął i przetarł oznakę. -  Spokojnie, nikt się nie dowie. Taka... Nasza tajemnica.
-  Ma się rozumieć.
-  Leć już, bo matka się zapewne niecierpliwi.
-  Tak jest! Dobranoc. - rzekłem i opuściłem jej dom.



*Alex*
Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam... Wracałam z Pierre'm do domu, siedziałam oparta o niego... To chyba wtedy odleciałam. Bo gdy otworzyłam oczy byłam w swojej sypialni i było jasno, słońce raziło mnie w oczy. Na szczęście dziś niedziela, więc mogę pozwolić sobie na leniuchowanie w łóżku.
Leżałam tak, nie myśląc o niczym, dopóki mój telefon nie dał o sobie znać.
~  Hej księżniczko, wstajemy, zaraz będę. ~ usłyszałam, gdy podniosłam słuchawkę. Na dźwięk słowa 'księżniczka' na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-  Okropny jesteś, każąc mi wstać tak wcześnie. - jęknęłam.
~  Takie życie. Wstawaj, albo sam Cię wywlokę z łóżka.
-  Pierw przyjedź. - ciągnęłam przekomarzenia.
~  Już parkuję przed domem.
Poderwałam się i popędziłam do okna. Faktycznie, prócz mojego auta, stał drugi pojazd, należący do piłkarza, który właśnie go opuszczał. Spojrzał w górę i gdy mnie zobaczył, to mi pomachał.
~  Widzę, że sama się podniosłaś. Teraz się ubieraj, bo w tym Ci nie pomogę. ~ zaśmiał się i rozłączył.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej potrzebne ubrania. Gdy wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w przygotowane rzeczy, pognałam na dół, ale nikogo tam nie zastałam. Zresztą jak zwykle. Tata wybył do kolegi zapewne. Albo jest w pracy. Pracoholik od siedmiu boleści.
Wzięłam do rąk jabłko, które skutecznie miało zastąpić mi śniadanie i ruszyłam do wyjścia.
-  Bu! - zawołał, stając przede mną.
-  Musisz trochę poćwiczyć w straszeniu. - skomentowałam, zamykając drzwi na klucz.
-  Na szczęście na sportowo się ubrałaś.
-  Co tak w ogóle zaplanowałeś na dziś?
-  A to niespodzianka. Idąc ze mną się przekonasz. - jakby na zachętę wyciągnął dłoń w moją stronę.
Nie zastanawiając się, uchwyciłam ją i ruszyliśmy przed siebie.



*Pierre*
Nadal nie wiem czy powiedzieć jej o tym, co do niej czuję. Nie chcę, by zaczęła mnie ignorować - to by najbardziej mnie zabolało. Więc raczej się jeszcze poukrywam. Może sama się skapnie i to odwzajemni? Oh, jak dobrze, że za marzenia nie karzą.
Na dziś przygotowałem kilka 'atrakcji': do południa zabiorę ją w pewne miejsce, w którym uwielbiam spędzać czas, potem nasz mecz, a na koniec... Coś się wymyśli.
-  Daleko jeszcze? - spytała, gdy już trochę przeszliśmy. Specjalnie wybrałem trasę bocznymi drogami, by nikt i nic nie stanęło nam na przeszkodzie.
-  Jak będziesz tak marudzić to tak.
-  Okej, będę cicho.
-  Nie musisz być cicho, ale nie marudź już tak. Przez to tracisz zapał na dalsze iście.
-  Skąd wiesz?
-  Praktyka. Ale nie martw się, nawet jak nie będziesz chciała iść, to Cię zaniosę.
-  Ciężka jestem.
-  Jakoś Cię wczoraj zaniosłem i jak widzisz, nic mi nie jest.
-  Serio? - zdziwiła się. -  To tak znalazłam się u siebie...
-  Jakoś musiałaś. - chyba ojciec nie mówił jej o naszej 'rozmowie'...
-  Wow. - wykrztusiła z siebie po chwili.
-  Chodź i nie marudź. - wyciągnąłem w jej stronę ręce.
Nieśmiało podeszła, a ja złapałem ją jedną ręką pod kolanami, a drugą przytrzymałem jej plecy.
-  Wygodny transport? - spytałem, gdy chwilę już szliśmy.
-  Wygodnie. - oparła głowę o moje ramię, przymykając oczy.



__________________
Wybaczcie, że Was zawiodłam z tym, że się nie pocałowali. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Kolejny rozdział wynagrodzi Wam owe czekanie, hehs :) 


Pytania?

piątek, 28 marca 2014

Trzy

*Alex*
Pierre odwiózł mnie do mnie i odjechał, bo musiał wracać do domu. Miałam spędzić całe popołudnie sama.
Sama - powtórzyłam w myślach.
Wieczór był najgorszą częścią dnia. Te kilka godzin były wręcz nie do zniesienia. W samotności wszystkie myśli kłębiące się w zakamarkach głowy wypływały na wierzch. Dziś także nie mogło się obyć bez tego.
Zazwyczaj były to myśli związane z Weihrauchem. Jednak dziś nie... "Główna rola" była objęta przez Duńczyka...
To co robił dla mnie i jak na mnie działał... Było nie do opisania. Przy nim chciało mi się żyć, a gdy go nie było... Wracała pustka i samotność. Wyglądało na to, że uzależniłam się od jego obecności, jego wzroku, go samego...

***
Cały tydzień minął spokojnie, toczył się według swojego planu: szkoła, dom i wizyty chłopaka. Tak samo miałam ze snami. Nawiedzał mnie jeden: Hoejbjerg, który walczył. Z Weihrauchem. Cała sceneria była jak ze średniowiecza - oni w zbrojach rycerskich na koniach, ja w długiej sukni, z koroną na głowie...
Codzień bywałam przez to nieprzytomna - rozmyślałam tylko  tym. Dopiero Pierre swoim głosem 'przywracał' mnie do świata żywych.
***

-  Jutro do Mitcha, pamiętasz? - przypomniał mi w piątek po lekcjach.
-  Jakże bym miała zapomnieć? - spytałam z uśmiechem.
-  A nie wiem. Tak tylko przypominam.
Poszliśmy pod salę, w której mieliśmy mieć francuski. Weszliśmy do środka równo z dzwonkiem. Zajęliśmy nasze miejsca - on obok mnie, w jednej ławce. Przysiadał się do mnie od dłuższego czasu - dokładnie od jakiegoś miesiąca po jego wyjeździe. Chwilę po nas wszedł nauczyciel i lekcja się zaczęła.


*Pierre*
Czas spędzany w towarzystwie Alex był jak dar od losu. Mógłbym nigdy z nią się nie rozstawać, ale cóż... Nie potrafiłem jej powiedzieć o tym.
W sobotę byłem u niej już od rana. Jak to dziewczyna, nie potrafiła się zdecydować jak się ubrać.
-  We wszystkim Ci ładnie... - westchnąłem, gdy pokazywała mi kolejny zestaw.
-  Tak tylko mówisz, bym jak najszybciej wybrała.
-  Ładnemu we wszystkim ładnie. - uśmiechnąłem się do niej.
-  To zdecyduję się na to. - wskazała na dżinsowe spodenki i koszulkę od Adidasa, które leżały obok mnie.
-  To leć się ubrać! - podałem jej rzeczy, a ona zniknęła w łazience.
Rozejrzałem się po jej pokoju. Jasnofioletowe ściany, dopasowane białe meble... Przyjemnie się tu siedziało.
A i jeszcze lecąca w tle muzyka...
-  Zapatrzyłeś się jak sroka w słup. - zaśmiała się, stając przede mną. -  Chodźmy, bo się spóźnimy. - złapała mnie za ręce i pociągnęła za sobą.
-  Tylko do Mitcha zadzwonię. Poczekaj chwilę. - powiedziałem, gdy byliśmy już na zewnątrz.
-  Okeej. - wsiadła do mojego samochodu, a ja wykonałem połączenie do Weisera.
-  Już jesteś w domu? - spytałem, gdy się z nim połączyłem.
~  Tylko na Was czekamy. ~ chyba specjalnie nacisnął na słowo 'Was'.
-  Za dziesięć minut będziemy. - rozłączyłem się i skierowałem się do auta.
-  Iiii? - zapytała dziewczyna, gdy opuszczaliśmy jej podwórko.
-  Za dziesięć minut będziemy. - powtórzyłem.
***

Tak jak mówił Weiser, tylko brakowało nas. Prócz Readera był jeszcze Scholl, Green, Schoepf, Fischer, Scholz, Markoutz, Wein i Schwarz...
-  Chyba jakaś grubsza imprezka się szykuje. - mruknąłem pod nosem. Po chwili usłyszałem cichy śmiech dobiegający z ust Niemki.
-  Mam nadzieję, że będzie tam jakaś dziewczyna...
-  A jak nie będzie, to co, hm? - spytałem.
-  Będę musiała to przełknąć.
-  Przy mnie nic Ci się nie stanie. - zapewniłem.
-  Ale tak głupio będzie... Was tylu, a ja sama...
-  Jak będziesz chciała wracać, to wrócimy.
-  Nie musisz aż tak się poświęcać..
-  Ale chcę. Alex, spokojnie. - przejechałem opuszkami palców po jej ręce. Usłyszałem cichy pomruk z jej strony... Hmmm, chyba jesteśmy ciraz bliżej sukcesu...
-  Chodźmy już, bo Mitch będzie się wkurzał. - jej głos ściągnął mnie na ziemię.


*Lex*
-  No wreszcie! - zawołał Mitchell, gdy tylko otworzył drzwi. -  Już Lukas miał po Was lecieć.
-  Miało być dziesięć minut i było dziesięć minut... - odparł Hoejbjerg.
-  Wchodźcie. - Niemiec przepuścił nas w drzwiach.
-  Chyba żeś połowę zespołu sprosił.
-  Jak na wesele. - wtrąciłam.
-  Cóż... TAKA okazja zdarza się raz w życiu i trzeba ją uczcić. - Weiser mruknął znacząco do Hoejbjerga, a mój towarzysz za to puknął go w głowę. -  Jeszcze mi podziękujesz za to w niedalekiej przyszłości.
Spojrzałam na nich pytająco. Za cholerę nie mogłam rozkminić o co im chodzi...
-  Lex, spokojnie. Kiedyś się dowiesz. - Mitchell wyszczerzył się do mnie.
-  Boję się Ciebie.
-  Nie ma czego. Wszystko w swoim czasie. - pomocnicy zaśmiali się z mojej miny.
***

Bawimy się w najlepsze od jakiś dobrych dwóch godzin. Od dawna tak dobrze się nie czułam. Było to wspaniałe doznanie.
-  Nawet nie wiesz, jak dobrze się czuję. - zaśmiałam się, skacząc na plecy Pierre'mu.
-  Właśnie widzę, jak się cieszysz. - dołączył się do mnie, stawiając mnie na ziemi. Następnie obrócił się, by spojrzeć na mnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy nasze oczy się spotkały. Patrzył się na mnie tak... Z wewnętrzną troską...
-  Jak się bawicie?! - dobiegł nas głos Readera. Bramkarz otoczył nas ramionami. -  Może zagramy w coś? - odwrócił się od nas i wzrokiem począł szukać Mitchella. -  Mitch, zagrajmy w coś!
-  Ale w co?! - odkrzyknął.
-  Może byśmy do nich poszli, co? - mruknęłam do Hoejbjerga. Ten mi przytaknął i podeszliśmy ciut bliżej, ciągnąc ze sobą Niemca.
-  Ej, chłopaki i Alex. Pogramy w coś?
-  W butelkę może?
-  Zawsze. - dobył się chóralny jęk zadowolenia.
Piłkarze momentalnie zasiedli w kółku, a Julian na środku ułożył szklaną butelkę.
-  Panie mają pierwszeństwo. - ruchem ręki zachęcił mnie do zakręcenia. Wypadło na Scholla...
-  Prawda, czy wyzwanie? - spytałam.
-  Prawda.
-  Lex, mogę ja zadać, bo mam chyba idealne pytanie... - mruknął Alessandro.
-  Okej.
-  O nie... - Scholl przeraził się.
-  Więc Lukasie mój drogi, to tak... Nadal prawiczek? Oczekujemy prawdy.
"Po co ja brałem tą pieprzoną prawdę" - właśnie to zdradzały jego oczy. Nim odpowiedział, to jego twarz przybrała ciut różowej barwy.
-  Tak, nadal. Zadowolony?
-  Zadanie zaliczone. Kręcisz.
Gra toczyła się dalej. Chłopcy chyba lubili sobie wzajemnie uprzykrzać życie, bo na przykład taki Andreas za zadanie dla Bastiana dał zjedzenie łyżeczki cynamonu... Vladimir Denisowi kazał zaśpiewać OWOA-ę... W końcu butelka zatrzymała się na Pierre'm... Poczułam, jak ramię mojego towarzysza, na którym od jakiegoś czasu się opieram, drętwieje...


__________________
Awww, Domi lubi przerywać w takich momentach :v

Pytanie: Co wybierze Pierre: prawdę czy wyzwanie? I jakie pytanie/wyzwanie dostanie? :D

+ z radością/przykrością (?) stwierdzam, że ten blog nie będzie miał więcej niźli 10 rozdziałów ;)

Pytania?

Autorka <3

piątek, 21 marca 2014

Dwa

*Pierre*
Alex wyglądała już lepiej, chyba pomału zrozumiała moje słowa.
Oby też z czasem zrozumiała moje uczucia do niej...
Po szkole miałem trening, na który miałem ją zabrać ze sobą, więc pojechaliśmy do niej, by nie trudzić się dwoma samochodami, a tym bardziej, by się nie zgubiła.
-  Chcesz coś do jedzenia? - spytała, gdy byliśmy w środku.
-  Przebierz się, kupimy coś po drodze.
-  No okej. - rzuciła i zniknęła na piętrze.
Po kilkunastu minutach zeszła odświeżona i przebrana.
-  No to chodźmy. - ruszyliśmy w stronę mojego samochodu.
Widać było jak na dłoni, że jest lekko zmieszana, ale w jej przypadku to zrozumiałe. W końcu wyjść gdzieś, do ludzi, których nie znasz... Jest... jest trudne. A jeszcze po okresie załamania...
-  Spokojnie. - ścisnąłem lekko jej dłoń, która wystukiwała nerwowe rytmy na oparciu siedzenia. Wzięła kilka głębszych wdechów i uspokoiła się do końca.
Zjechałem w prawo, do Macdrive...
-  Co podać? - usłyszeliśmy głos z radiowęzła.
-  Dwa duże zestawy plus dwie cole. - odpowiedziałem za nas oboje.
-  Coś jeszcze?
-  Nie, dziękujemy.
-  Proszę przejechać dalej i czekać na zamówienie.
Posłusznie nacisnąłem lekko gaz i odjechaliśmy kilka metrów dalej.
-  A piłkarz nie ma przypadkiem specjalnej diety? - spytała, zatykając zbłąkany kosmyk za ucho.
-  Mamy jeść tak, by mieć siłę biegać.
-  Fast foody dają kopa?
Zatwierdziłem, podśmiewując się pod nosem. Przejąłem nasze zamówienie i zapłaciłem za nie.
-  Pierre, miałam zapłacić za swoją porcję! - jęknęła.
-  Nie-e, ja stawiam.
Westchnęła ciężko, opadając na oparcie. Zatrzymałem auto na parkingu i zgasiłem silnik. Do treningu pozostało jeszcze około godziny.
Podsunąłem jej pod nos jej porcję i czekałem, aż ją weźmie.
-  Bierz, bo z głodu umrzesz.
Podniosła ręce i schwyciła pudełko, które trzymałem.
-  Smacznego.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi, spoglądając na mnie nieśmiało.



*Alex*
Chyba nigdy nie spłacę się Pierre'mu za to co dla mnie robi. Dziwię się, że udało mu się przekonać mnie do powrotu do rzeczywistości, do życia.
Mimo że na wszystkie lekcje nie chodzimy do jednej grupy, to był na każdej przerwie ze mną... Nawet nie wiem, czemu to robił. Ale jest to bardzo miłe z jego strony... Czułam się dla kogoś ważna...
-  Ziemia do Alex! - Hoejbjerg pomachał mi ręką przed oczami - Wiem, że robią najlepsze hamburgery pod słońcem, ale weź się tak nie rozmarzywuj tu.
-  Jestem, jestem. - upiłam łyk coli.
-  Jak się czujesz? - zapytał troskliwie.
-  Ehhh... Na razie dobrze. Głównie to Twoja zasługa. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
-  To dobrze. Robimy krok na przód... - mruknął, odpalając samochód.
***


Po chwili znów się zatrzymaliśmy. Jednak tym razem mieliśmy opuścić auto.
-  Koniec trasy, jesteśmy na miejscu. - oznajmił, sięgając po torbę treningową, leżącą na tylnej kanapie.
-  Okej. - odpięłam pas i także wysiadłam z samochodu.
Szczerze byłam odrobinę zestresowana. Pierre chyba nie uprzedził ich, że ma się pojawić ktoś z zewnątrz...
-  Spokojnie. - Hoejbjerg objął mnie ramieniem.
Głęboko wzdychając oparłam się głową o jego ramię. Gdy mnie przytulał... Czułam się lepiej...
-  Idziemy? - spytał. Kiwnęłam głową na zatwierdzenie. -  Tylko spokojnie, nikt tam Cię nie zagryzie.
Weszliśmy na obiekt. Składał się głównie z boisk treningowych.
Powinnam mieć obrzydzenie do tego miejsca, w końcu Weihrauch także tu bywał, ale nic takiego się nie działo... To wszystko dzięki Pierre'mu...
-  Usiądź tam, a ja za chwilę przyjdę. - wskazał palcem na kilka plastikowych krzesełek.
-  Dobrze. - szepnęłam, a on opuścił rękę, którą mnie trzymał.
Gdy odchodziłam, czułam jak mnie obserwuje. Chyba mam trochę czasu by pomyśleć, czemu tak dużo dla mnie robi.



*Pierre*
Zszedłem do szatni, a za mną wślizgnął się Mitch z Lukasem.
-  A co to za panna, co z Tobą przyszła? - z tego co widać, to nikt prócz mnie nie wiedział o tym, że Alex była w "związku" z Weihrauchem...
-  Moja... Ehm... Znajoma.
-  Tak to się teraz mówi?
-  Wcale nie. A Wy co, zazdrośni, bo przyszedłem w towarzystwie pięknej dziewczyny?
-  Kto to jest? -  Raeder przeszedł do konkretów.
-  Znajoma z klasy, której pomagam. - poczułem się jak na jakieś spowiedzi, gdy zaczęli mnie wypytywać o nią i jej "problem".
Głupio tak rozpowiadać cudze sekrety, ale oni są moimi przyjaciółmi, i im ufam, więc mogę im to zdradzić?
Powiedziałem im o tym, że przeżywa rozstanie z chłopakiem, ale w ogóle nie wspomniałem o tym, że był nim Patrick.
-  Stary, zakochałeś się w niej. - rzucił Weiser, gdy zakończyłem swój monolog.
-  Tak.
-  Zdobądź jakoś jej zaufanie i działaj, działaj.
-  A co robię od jakiś dwóch miesięcy? Są jakieś skutki, bo udało mi się ją tu wyciągnąć. A spróbujcie tylko coś jej powiedzieć, to łby Wam pourywam! - zagroziłem im, podchodząc do drzwi.
-  Do niej idziesz? - spytał bramkarz.
-  Tak, obiecałem jej, że przyjdę jak najszybciej będę mógł.
-  To leć, na co czekasz?! Zaraz dołączymy tam do Was.
-  Boże... - mruknąłem zamykając za sobą wejście.
Ruszyłem truchtem do niej. Gdy się zbliżałem zobaczyłem, że siedziała z podkurczonymi nogami i smutnym wyrazem twarzy. Na ten widok w moim sercu pojawił się niemiłosierny smutek. Gdyby ten dupek teraz widział jak ją potraktował...
Bez słowa podbiegłem do niej.
-  Hej piękna. - kucnąłem przy niej. -  Wszystko dobrze?
Na dźwięk mojego głosu na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Ucieszyłem się, że aż tak zaczęła na mnie reagować.
-  Teraz tak. Dobrze na mnie działasz, wiesz?
-  Cieszy mnie to. - wyszczerzyłem się jak głupi.
-  Nigdy Ci się nie spłacę za to co dla mnie robisz. - szepnęła, chwytając moją dłoń.
Jest sposób „spłaty” - uśmiechnąłem się na samą myśl.
Moich uszu dobiegł głos dwójki piłkarzy.
-  Alex, poznaj moich kumpli, Mitchella i Lukasa. - wskazałem na dwóch Niemców.
-  Hej. - uśmiechnęła się nieśmiało. -  Jestem Alex.
-  Miło nam Cię poznać. - chłopacy obdarzyli ją przyjaznymi uśmiechami.
-  Pierre, gotowy? - Lukas znacząco spojrzał na Lex.
Syknąłem cicho, ale zaraz się opanowałem, by potwierdzić.
-  Będę tuż obok. - szepnąłem do dziewczyny. Ta kiwnęła głową i puściła moją dłoń.
Podniosłem się i ruszyłem z chłopakami na boisko.
-  Ten jej były musiał jej niezłą krzywdę wyrządzić... - mruknął pomocnik.
-  A żebyś wiedział...
***


Połowę, jak nie większość treningu przegadaliśmy z chłopakami o Alex. Momentami czułem, że jesteśmy dziewczynami i obgadujemy chłopaków z klasy...
-  Wpadniecie do mnie w sobotę wieczorem? - Mitch zwrócił się do Lex i mnie.
Dziewczyna spojrzała na mnie wyczekująco.
-  Jak Pierre mnie weźmie, to owszem.
-  Jasne. - odparłem.
-  To jesteśmy umówieni. - posłał w stronę dziewczyny uśmiech i zniknął w samochodzie.
-  Chodź. - objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy do mojego auta.



___________________
Chyba wyszedł taki dłuższy rozdział :") 

Ahh, tydzień choroby, tyle pisania, pomysłów i w ogóle... Zachęcam Was do brania udziału w ankiecie na górze strony :) 
Do przyszłego tygodnia :) 




Pytania?

Autorka ♥